czwartek, 17 września 2015

Nowe samochody, nowe życie



Od dawna rozważaliśmy zmianę auta. Nie oszukujmy się – nasze autko miało 8 lat kiedy je kupiliśmy, mamy je 10, zatem osiągnęło pełnoletność, która uprawnia je do… emerytury.
Zaczęliśmy przeglądać zarówno ogłoszenia dotyczące aut używanych, jak i oferty reklamujące nowe samochody. I stanęło na tym, że kupujemy niedrogie, ale nowe auto. Dlaczego? 

Dlatego, że nowe samochody mają gwarancję,  nie kryją korozji pod nowo nałożonym lakierem, nie miały wypadku, nie były kradzione i w ogóle całe mnóstwo zalet. 

Ktoś zapyta – skąd macie pieniądze. Bez żartów – oczywiście, że nie mamy, bierzemy kredyt. Czy to się opłaca? Tak. To się opłaca, ponieważ wiele banków ma kredyty na nowe samochody dla par takich jak my – bez szału, ale stabilnie Korzystamy natomiast w ten sposób, że mimo konieczności opłacania odsetek, zyskujemy, ponieważ nie będziemy musieli ponosić dodatkowych wydatków związanych z ewentualnymi naprawami, które w przypadku używanego auta ponoszone są zawsze, po prostu zawsze. 

Kiedy powiedzieliśmy rodzicom, że kupujemy samochód, stwierdzili: no pięknie, nowe życie! Jakie nowe życie, zapytałam zdziwiona, na co mama z pełną powagą odparła: no wiesz, nowe samochody, nowe zobowiązania, nowe plany i marzenia, czyli jak nowe życie.

Także nowe życie Panie i Panowie. W nowym, pięknym, pachnącym autku, które już prawie, prawie zostało wybrane

Bieganie na śniadanie – jak przypadkowy zegarek gps zmienia moje życie


Moda na bieganie nie słabnie, codziennie widzę na swoim osiedlu co najmniej kilka osób truchtających do parku albo z parku. Jeszcze do niedawna ograniczałam się do podglądania ich z balkonu, najczęściej stałam w kapciach z kubkiem kawy i ani myślałam dołączyć. To miało się jednak zmienić. Dzisiaj biegam razem z nimi i zastanawiam się, czy zaraziłabym się tą modą, gdyby nie przypadek.
Nie pamiętam czy wspominałam o tym, że mam kuzynkę, która urodziła się tego samego dnia co ja. My za sobą jakoś szczególnie nie przepadamy, ale jest to bliska rodzina, nasi rodzice się od zawsze przyjaźnią itp., dlatego zawsze dostawałam od jej rodziców prezenty na urodziny, a ona od moich. To się nie zmieniło i do dzisiaj dajemy sobie jakieś drobne upominki. Ponieważ obie po studiach nie wróciłyśmy już do rodzinnego miasteczka i raczej rzadko tam bywamy, prezenty zawsze przynosi kurier albo listonosz.
W tym roku nic się nie zmieniło, kurier dostarczył paczkę dokładnie w dniu urodzin. Dostałam jednak coś, co nie było zwykłym upominkiem: zegarek gps dla biegaczy. I co mam z tym zrobić? Twardy orzech do zgryzienia, bo oto dostałam coś, co nie kosztuje kilku złotych, a jednocześnie ja kompletnie nie uprawiam sportu… i zrobiło mi się głupio, bo wiedziałam, że kuzynka biega, na pewno zachwalała ten zegarek, więc kupili go mnie i będzie im zwyczajnie przykro, jeżeli nie będę z niego korzystać.
Tak zaczęła się moja przygoda z bieganiem. Przez pierwsze dwa tygodnie poznawałam zegarek i uznałam, że jest naprawdę fajny dla początkujących, bo rejestruje, jak długo się biegło, z jaką prędkością itp., a dzięki temu świetnie widać postępy czynione naprawdę z dnia na dzień. Kiedy zdarzyło się, że nie mogę pobiegać, było mi wręcz przykro, że mój zegarek gps nie zarejestruje kolejnego małego osobistego sukcesu.
Któregoś dnia, kiedy byłam w parku spotkałam kuzynkę. Popatrzyła z zazdrością na mój zegarek gps, i oczywiście kąśliwie skomentowała, że chyba nie biegam od dawna. Odparłam zgodnie z prawdą, że zaczęłam biegać, bo dostałam ten zegarek od jej rodziców i jest super i niech koniecznie jeszcze raz im podziękuje. I w tym momencie kuzynka pobladła – jak to od moich rodziców? To było moje marzenie! Ty dostałaś zegarek gps a ja zwykły budzik?!
I tak okazało się, że rodzice wcale nie planowali uraczyć mnie nieprzydatnym do niczego zegarkiem, planowali dać go własnej córce i… pomylili adresy naszych paczek.
Cóż – Ciociu i Wujku: dziękuję Wam za moją nową pasję!